niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4

No i przyszedł czas! Długo nie czekaliście...Ostatnia dziewczyna, Frannceska, Fran, Franky, jak kto woli. Wiele przeżyła w życiu, jak to jest, że ta trójka rozpoczyna rozmowę? To później. Pomimo, że na zewnątrz wydaje się twarda, tak na prawdę jest krucha jak lód. Nigdy nie powie co w niej na prawdę siedzi, chociaż bez żadnych problemów opowiada o swoim życiu. Może ci się wydawać, że ją znasz, ale w rzeczywistości nie wie się o niej nic. W jej życiu liczy się tylko jedna rzecz - balet. I nic dziwnego, dzięki swojej zadziwiającej inteligencji skończyła liceum w wieku trzynastu lat, a kiedy reszta szła do college'u ona go kończyła. Dzięki temu mogła wcześniej wyjechać i dokańczać swoją naukę na uniwersytecie w Anglii...
~.~
- Dobrze klaso, to koniec na dzisiaj. Widzimy się jutro o dziewiątej. - zaczęłam zbierać swoje rzeczy, kiedy dostałam sms-a...

Nadawca: Mike

Dzisiaj. Jedenasta. Impreza. Chester Street 10. Wchodzisz? xoxo

Nadawca: Franky

Weź dla mnie prezent, wiesz jaki ;)

Nie traciłam już czasu i od razu ruszyłam do domu, w swoim stroju baletnicy. Trenuję balet już od dwunastu lat i ani myślę przestać. Udało już mi się wystąpić na najbardziej szanowanych scenach świata. Przez moje wyśmienite wyniki w nauce jak i w balecie, po zakończeniu edukacji w Juliardzie, dostałam stypendium do British Arts University, najlepszej szkoły artystycznej, która ma swoje małe miejsce w Londynie. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych znajomych tutaj, ale moim jedynym szczęściem jest mój dealer – Michael. To znaczy można go nazwać w pewnym sensie jednym z moich bliskich znajomych, ale jedyne miejsca, gdzie się spotykamy, to imprezy. Mogłabym spróbować się z kimś zbliżyć, ale po co? To by tylko mnie rozpraszało i straciłabym swoją karierę, a na to nie mogę sobie pozwolić. Weszłam do domu rzuciłam klucze na komodę i ruszyłam korytarzem do mojego pokoju. Udało mi się kupić mieszkanie za dość tanią cenę, więc nie muszę martwić się rodzicami. A właściwie tylko matką, ojciec pewnie już się zapił na śmierć. Pomimo że mam już dziewiętnaście lat, nadal traktuje mnie ja małe dziecko. Po rozwodzie rodziców nie miałam jak utrzymywać kontaktu z matką, przez dłuższy czas miałam jej za złe, że zostawiła mnie samą z ojcem alkoholikiem, ale nie umiałam się na nią gniewać. Gdy po półtorej roku zadzwoniła, żeby zaprosić mnie na swój ślub z Paulem chciałam jej wszystko wygarnąć, ale nie potrafiłam.Chciałam jej wygarnąć jak Marc mnie traktował, jak musiałam płacząc usypiać się co noc, jak czułam pustkę w sercu za każdym razem, gdy tylko nie byłam a parkiecie. Zamiast tego powiedziałam, że cieszę się jej szczęściem i nie mogę się doczekać ślubu. Od tego momentu Tricia wróciła po rozum do głowy i wzięła mnie znów pod swoje skrzydła,ale oczywiście nic nie zmieni tego co już czas na mnie wyrządził. Rozebrałam się ze swoich treningowych ubrań i poszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Umyłam włosy i natarłam ciało mydłem o zapachu truskawkowym. Spłukałam całą pianę i wyszłam spod prysznica, ubierając ręcznik wokół swojego ciała. Kiedy chciałam wejść do pokoju usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć.
- Co ty tu robisz? - spytałam się swojej kuzynki, kliedy wparowała do mieszkania niezaproszona.
- Nie można już odwiedzać kuzynki? - spytała ze swoim brytyjskim akcentem.
- Eleanor, do rzeczy.
- Nudziło mi się, a Louis jutro wyjeżdża w trasę, a nie chciałam mu przeszkadzać, więc nie miałam nikogo innego do kogo mogłabym pójść.
- Idę na imprezę, jak chcesz możesz ze mną iść, ale wiesz co tam się dzieje.
- Yay! - krzyknęła po pierwszej części zdania – och kochana, wiesz, że w twoim wieku byłam taka sama! Małe szaleństwo raz na jakiś czas nie zaszkodzi – puściła mi oczko i od razu później rzuciła się na kanapę i włączyła telewizor.
- Jesteś ode mnie tylko dwa lata starsza! Dobra, nieważne, ja idę się przygotować. Czuj się jak u siebie. - Poszłam do sypialni, a przez nią do garderoby. Po krótkim zastanowieniu wyjęłam czarne jeansy z dziurami na kolanach, do tego luźną bokserkę z logo Misfists na niej. Do tego czarne vansy i kilka bransoletek z muliny. Wróciłam do łazienki i pomalowałam usta czerwoną szminką, a oczy czarnymi cieniami i eyelinerem. Jeszcze lekko mokre włosy uczesałam i dosuszyłam tworząc spływające po moich plecach fale. Wzięłam swoją skórzaną kurtkę, portfel i telefon i byłam gotowa do wyjścia.
- Idziemy – poinformowałam kuzynkę i ruszyłam do wyjścia, po drodze biorąc jeszcze klucze. Bez zbędnych ceregieli szatynka ruszyła za mną. Mając to szczęście, że mieszkam w centrum Londynu, nie musiałam iść daleko, żeby dojść do umówionego miejsca. Całe dziesięc minut drogi przeszłyśmy przy swobodnej rozmowie. Eleanor to chyba jedyna osoba, której nie dażę nienawiścią, a już na pewno jedyna krewna. Pomimo że rodzice pomogli mi w znalezieniu mojej pasji, to jeśli chodzi o moją matkę, to bardziej chodziło o spełnianie jej marzeń, a nie moich. Już od najmłodszych lat, to ona stawiała mnie przed największą presją. El pogodziła się już z tym jaka jestem i nie wiem co bym zrobiła bez niej. Wszyscy ludzie, którzy nas poznali dziwią się jak ze sobą wytrzymujemy, bo jesteśmy tak od siebie różne. Ona jest osobą pełną życia, próbującą uszczęśliwić wszystkich i zawsze była duszą towarzystwa. Ja z drugiej strony – odstawałam. Dla moich rówieśników zbyt dojrzała, a dla osób starszych zbyt młoda. Dlatego wolę trzymać się na uboczu, a na imprezach siedziałam na kanapie pijąc drinka za drinkiem, aż jakiś facet się nie przyczepił i nie przespałam się z nim. Weszłyśmy po schodach do domu, już, wypchanego ludźmi. Od razu skierowałyśmy się w stronę kuchni, by wlać w siebie kilka drinków. Jak dotarłyśmy, natychmiast zauważyła Mike'a z pewną blondynką i rudzielcem, te dwie zdawały się o coś kłócić, a zaraz później śmiać i podały sobie ręcę, jakby dopiero się poznały. Powiedziałam El, żeby wzięła nam drinki, a ja zaraz do niej wrócę.
- Masz? - spytałam, gdy podeszłam do wspomnianej trójki.
- Cześć Mike, jak ci minął dzień? - zaśmiał się ze swojego żartu, a ja tylko przewróciłam oczami. - Poznajcie się, dziewczyny to jest Franceska, ale ja mówię na nią Franky, więc też tak możecie, Fran to są Val – wskazał na rudą – a to jest Kat – wskazał na blondynkę.
- Siema – odpowiedziałam. - to jak mamy zbędne ceregiele za sobą, możesz mi odpowiedzieć? - zamiast odpowiadać podał mi dwa małe woreczki, jeden pełny białego proszku, a drugi małych tabletek.
- Prosim. Ale uważaj, bo skołowałem, naprawdę mocny towar.
- Tak, tak. Masz kasę. - zaśmiałam się, już szczęśliwa, wiedząc co teraz zaraz nastąpi. - miło było poznać. - odwróciłam się i wróciłam do El. Schowałam paczuszki do kieszeni w kurtce i ją zapięłam. To zostanie na jutro.

~.~

Właśnie mija dziesiąta kolejka shotów i nie mogłabym być bardziej szczęśliwa.
- Body Shots! - jakiś napakowany koleś krzyknął i wszyscy polecieli w tamtą stronę. Raz się żyje. Pobiegłam tam, ściągnęłam koszulkę i położyłam się na stole.
- Dawajcie! - polali mi tequille na brzuch i od razu utworzyła się kolejka do mojego „kieliszka”. W pewnym momencie poczułam szarpanie za mają rękę, okazało się, że była to El. Wzięła mnie pod pachy i posadziła na kanapie.
- Nie bądź zła, ale... Louis tu jedzie.
- Och... czemu mam być zła na moją przyszłą rodzinę? - zaczęłam się niekontrolowanie śmiać. - a teraz. Jak będziecie mnie chcieli będę na tarasie. - lekko czkałam, potykałam się i co chwilę się śmiałam, ale udało mi się wyjść. Padłam na schodki przy patio i dopiero wtedy zauważyłam dwie inne osoby – Val i Kat. - Co tam dziewczyny? - spojrzałam na nie i widząc, co trzymają od razu rozświeciły mi się oczy – uuu mogę trochę?
- Masz całego – powiedziała Val, gdy się pochyliłam, by wziąć tylko bucha. Uśmiechnęłam się do niej, gdy rozpalałam jointa.
- Dzięki – wypuściłam dym z płuc. - opowiedzcie mi coś o sobie...
____________________________________

@lolxx15: mam nadzieję, że spodoba wam się :) to jest lekki filler, ale wszytsko się dopiero rozkręca, mam nadzieję, że wam się spodoba xx